wtorek, 26 kwietnia 2016

Fatum, czyli jak Apaczowa przeżyła deja vu.


Plaga.
Wszystkie plagi.
Egipskie!

Chociaż...
w Egipcie nie mieli samochodów.

Fatum więc.
Przeznaczenie.

Po TYM wpisie popadła Apaczowa trochę w przeświadczenie, że na jakiś czas limit nieszczęść mają wyczerpany.

Niedawno przeżyła jednak deja vu.

Czekała akurat na córkę, aby ją odebrać z popołudniowych zajęć.
Zaczęła przeglądać na telefonie blogi, bo znowu jej się zaległości porobiły, taki okres gorący ostatnio jej się trafił w życiu, że przestała ogarniać.

Gdy zadzwonił szanowny małżonek, zdenerwowała się trochę, że akurat teraz jej przeszkadza, gdy choć kilka minut chciała poświęcić na przyjemności!

A potem zdenerwowała się już kompletnie, gdy zamiast zwyczajowego powitania, usłyszała w słuchawce miażdżące: "tylko się nie denerwuj..."
Czy oni nie wiedzą, że "tylko się nie denerwuj" denerwuje człowieka bardziej, niż cokolwiek innego?!?

Jak się okazało, małżonek Apaczowej kolejny raz został zmieciony z ulicy, na której mieszka.
Tym razem jednak dojechał o jedno skrzyżowanie dalej.
I tym razem zamiast pana trafiła mu się miła pani, która nie widziała znaku "ustąp pierwszeństwa" i wjechała na skrzyżowanie z całym impetem.

Możliwości są dwie: albo to mąż Apaczowej, albo ich auto - któreś ma zainstalowanego czipa przyciągającego nieszczęścia.
Bo czy można to jakoś inaczej wytłumaczyć?

Pani na szczęście była kobietą myślącą logicznie.
Gdy Apaczowa dotarła na miejsce, pani ze skruchą przeprosiła, dodając, że wie, iż przepraszam nie wystarczy.
Bardzo to podziałało na Apaczową i zaczęła kobiecie współczuć, zachowując jednak ostrożność i nasłuchując, czy aby nie usłyszy znowu, że pani jednak nie czuje się winna.
Niczego takiego nie usłyszała, więc obyło się bez policji.

Podczas, gdy mąż Apaczowej uzupełniał informacje o okolicznościach kolizji, pani zdążyła obdzwonić ubezpieczalnię, lakiernika i załatwiła lawetę.
Podziw.

Mąż Apaczowej dopiero w domu zdał sobie sprawę, co go znowu czeka. Nie odpoczął jeszcze po poprzednich ubezpieczycielach, mechanikach i lakiernikach, a tu już trzeba powtarzać wszystko od nowa.
Stwierdził, że niedługo nawet nie będzie musiał się przedstawiać, wszędzie już go będą rozpoznawać po głosie.

Ale cieszą się Apaczowie, że Wódz, jak widać, ma nad sobą rozpięty jakiś ochronny parasol, który pozwolił mu kolejny raz wyjść z takiej sytuacji bez uszczerbku.

W ogóle w tym dniu Apaczowie przeszli samych siebie i rąbnęli hat-tricka!
- córka rozbiła telefon
- Apaczowa rozbiła rtęciowy termometr (jak szaleć, to szaleć)
- mąż rozbił auto (z pomocą miłej pani)

Aż strach pomyśleć, co nawyczyniają 13-go w piątek...

_________________________________________________


A teraz coś, z czym Apaczowa zwlekała o wiele za długo, ale musi się w końcu pochwalić, chociaż nie będzie to w takiej formie, jak chciała.

Otóż w TYM konkursie, organizowanym przez HAPPY PLACE i TĘCZOWĄ ROBÓTKĘ wygrała Apaczowa główną nagrodę, którą była ta cudowna poduszka!!!

 
( zdjęcie stąd )

Jest nią Apaczowa zachwycona! Zresztą była od kiedy ją tylko ujrzała, ale nic nie przebije zachwytu Apaczowej Córki!
Dziecię nie mogło uwierzyć w swoje szczęście!

Obiecała sobie Apaczowa, że zrobi post specjalnie o tej poduszce i nastrzela zdjęć, jak się zainstalowała w pokoju córki, ale sami widzicie... Apaczowa niczego nie może planować.

Zrobi to więc któregoś dnia bez planu, spontanicznie i z radością.
I ma nadzieję, że uda jej się uchwycić piękno tej poduszki co najmniej tak, jak na zdjęciu konkursowym.
Bo kolory, wykonanie i całokształt - to po prostu majstersztyk!

Agnieś! Dziękuję! Z całego serca!




środa, 6 kwietnia 2016

Życie.


Podobno w momencie zagrożenia przesuwa się człowiekowi przed oczami całe jego życie.
Mąż Apaczowej twierdzi, że jedyne, co mu się przesuwało w tym momencie przed oczami, to płot, na którym (jak sądził) zaraz zakończy żywot.

Zjawił się w domu dwie minuty po tym, jak z niego wyszedł, pomyślała więc Apaczowa w pierwszej chwili, że tradycyjnie zapomniał portfela/kluczy/kanapek/plecaka/każdejinnejmożliwejrzeczy.
Jednak gdy poprosił o wydrukowanie oświadczenia sprawcy kolizji, ugięły się pod nią nogi.

- Nie ja jestem sprawcą. Ale stało się to prawie pod naszym domem, więc powiedziałem temu człowiekowi, że wydrukuję.

Nogi Apaczowej nieznacznie wróciły do pionu.
Po obejrzeniu męża i stwierdzeniu, że nie odniósł żadnych widocznych obrażeń, nogi wróciły do pełni sprawności, jednak niemiłe wrażenie trzęsącego się żołądka nie chciało tak szybko ustąpić.

Poszła Apaczowa z mężem na "miejsce zdarzenia" i widząc stan swojego samochodu, przyjrzała się mężowi raz jeszcze, dziesięć razy uważniej.
Czy to możliwe, żeby wyszedł z tego bez zadrapania?

Gdy poznała "sprawcę" natychmiast przestała patrzeć na niego, jak na osobę, którą jeszcze przed chwilą chciała udusić gołymi rękami.
Stał przed nią miły, starszy człowiek, nieco oszołomiony, lecz z uśmiechem nie schodzącym z ust.

Przywitał się grzecznie z chodzącą chmurą gradową, którą w tym momencie musiała uosabiać Apaczowa, czym ją całkowicie udobruchał, a nawet wywołał dla siebie niepomierne współczucie.

Booosz, no naprawdę, czasem człowiek się zagapi przecież, zamyśli, no nie widział pan męża mego, nie dziwię się, ta jezdnia cała autami pozastawiana. No szkoda samochodów, ale najważniejsze, że nic się nikomu nie stało.

- No tak, tylko widzi pani, ja nie wiem, jak pani mąż jechał, ani skąd się wziął, ja tu wyjeżdżałem pięć na godzinę z tej dróżki, rozglądałem się cały czas, jego tu nie było.

Po chwili, po tym dziwnym momencie, w którym Apaczowa niezdolna była do jakiejkolwiek reakcji, udało jej się w końcu spojrzeć na męża, który najwyraźniej ukrywał przed nią do tej pory swe nadnaturalne zdolności materializowania się niespodziewanie w dowolnie wybranym przez siebie miejscu i czasie.

- Jak to? - zdołała z siebie jedynie wydusić, co i tak było błyskotliwe, jeśli się ma na uwadze stan, w jakim się znajdowała.

- No tak, widzi pani, ja nie czuję się winny. Ja zrobiłem wszystko, co trzeba, jechałem wolniuteńko proszę pani, rozglądałem się, ale pani mąż musiał jakoś dziwnie jechać, bo go w ogóle nie było widać!

Mogłaby Apaczowa zacząć podejrzewać męża, że pędził po tej brukowanej ulicy z prędkością światła, gdyby nie fakt, że od wyjazdu z bramy, do miejsca zdarzenia można jedynie zdążyć zmienić bieg z pierwszego na drugi.

Mogłaby również Apaczowa zacząć podejrzewać, że miły starszy pan albo jest niezrównoważony, albo tak go oszołomiła stłuczka, że nie wie, co mówi.

- Nie czuje się pan winny? Dlaczego więc chce pan podpisać oświadczenie sprawcy kolizji?

- Nie chcę. Może to jakoś inaczej załatwimy? Pan sobie pojedzie do mechanika, zrobi wycenę, a ja pokryję koszty z własnej kieszeni, po co tą ubezpieczalnię zawiadamiać mili państwo.

- Pokryje pan koszty? Ale dlaczego, przecież nie czuje się pan winny! - Apaczowa zaczynała po mału tracić cierpliwość do miłego pana.

- No nie czuję się winny, ale już pokryję te koszty, niech to już tylko załatwione będzie. Wiecie państwo, ja jestem geodetą, mam pieniądze.

Poczuła się w tym momencie Apaczowa jak pierwszy lepszy obdartus, którego można przekupić złotówką na wino i straciła do pana resztki sympatii.

- Wyjechał pan z podporządkowanej ulicy, zmiótł mojego męża z jezdni i rozwalił nam samochód, a pomimo to nie czuje się pan winny. Nie będziemy więc sami o tej pana winie rozstrzygać.

Zadzwonił mąż Apaczowej na policję, a miły pan w tym samym momencie złożył podpis na obydwu kopiach oświadczenia sprawcy kolizji.

Panowie policjanci, źli bardzo, że muszą się parać tak przyziemnymi sprawami, zamiast ścigac prawdziwych przestępców, jeszcze bardziej się zezłościli słysząc, że miły pan podpisał oświadczenie i w ogóle nie wiadomo, po co mąż Apaczowej ich wzywał.

Kiedy jednak przeprowadzili swój obowiązkowy, krótki wywiad, okazało się, że oświadczenie miły pan owszem podpisał, ale winny się w ogóle nie czuje.
Gdy zobaczyła Apaczowa miny policjantów, poczuła tak niezdrową satysfakcję, że będzie się pewnie za nią smażyć w piekle.

- Taaak, widzą teraz panowie, dlaczego ich wezwałem? - mąż Apaczowej nie mógł się powstrzymać przed wygłoszeniem tej niewinnej uwagi.

Miły pan zakończył przygodę z mandatem i punktami karnymi, a miły uśmiech do końca nie schodził mu z twarzy.

Pójdzie znowu w świat fama, jak to niewinni ludzie niesłusznie cierpią przez jakichś narwańców.


Przez to i kilka innych wydarzeń, które trochę poprzestawiały Apaczowej codzienność, nie udzielała się ona ani u siebie, ani na swoich ukochanych blogach, za co serdecznie przeprasza.
Tak to czasem bywa, że życie realne dostarcza nam tylu wrażeń, że nie wystarcza już czasu na przyjemności ;)

Nie ma Apaczowa dla Was żadnych świątecznych relacji, a jedyne jajo, jakie Wam pokaże, to takie, które sama "zniosła" od podstaw.
Tort z niespodzianką w środku, na drugie urodziny jej ukochanej chrzestnej córki, czyli jajo, które ta mała istotka kocha przeogromną miłością :)






W czasie nieobecności Apaczowej w wirtualnym świecie działy się tu rzeczy tak cudownie realne, zaskakujące i przyjemne, że brak Apaczowej słów, aby to opisać.
Ale spróbuje w następnym poście te słowa znaleźć, bo musi za coś komuś podziękować najpiękniej, jak umie :)



sobota, 13 lutego 2016

Urodzinowo, część 5 - ponownie Matka Apaczowej.


Gdy czas działa na twoją niekorzyść i wszystko sprzysięga się przeciwko tobie.

Gdy okazuje się, że będą goście, choć miało nie być, w związku z czym musisz się wyrobić na godzinę.
Gdy nie możesz znaleźć tylki do róż (a przecież naszykowałaś ją specjalnie wczoraj wieczorem!) Trudno, nie masz już czasu, więc zrobisz inną.
Gdy śmietana nie chce się ubić, bo masz nową lodówkę i ona jeszcze nie wie, do jakiej temperatury ma ci schłodzić śmietanę. Biegniesz więc do sklepu po nową i traktujesz ją zamrażarką.

Kto zeżarł te trzy dodatkowe babeczki?! One tam leżały na wszelki wypadek! Oddawać!

Jasne, zdążę Mamo, nic się nie martw.
Jak wrócisz z pracy, wszystko będzie gotowe.

Bo dla kogo, jak nie dla Niej Apaczowa stanęłaby na głowie i zrobiłaby wszystko, o co poprosi?
Tym bardziej, że ona prawie nigdy o nic nie prosi.
Niczego nie potrzebuje, bo nie chce robić kłopotów.

Pisała o Niej Apaczowa tutaj.
Aż nie do wiary, że to już rok minął od tamtej pory.

A ponieważ są dwie rzeczy, które Matka Apaczowej uwielbia - kwiaty i babeczki, oczywisty wniosek się Apaczowej nasunął, aby to w jedno połączyć i zamiast tortu zrobić jej taki oto babeczkowy bukiet.




I choć nie była Apaczowa do końca z niego zadowolona, bo ten czas i ta lodówka i brak tylki sprzysięgły się przeciwko niej, to najważniejszy był wyraz zaskoczenia i radości w oczach Apaczowej Matki.

Kocham Cię Mamo!
Z każdym rokiem coraz bardziej.



poniedziałek, 8 lutego 2016

Bujanie w obłokach, czyli mamo uszyj mi chmurę.


Zadanie na godzinę wychowawczą w szkole Córki:
Przynieście przedmiot, który mówi coś o Was.

Nie o tym, kim chcecie zostać w przyszłości, ale o tym, kim i jacy jesteście teraz.
O charakterze.
Jeśli komuś będzie trudno, niech przyniesie coś związanego ze swoimi zainteresowaniami (nie! Nie może to być tablet, ani telefon!).

- Co chcesz zanieść dziecko? Jaki przedmiot obrazuje twój charakter? Co jest symbolem spokoju? Opanowania? Łagodności? No bo jeśli o zainteresowania chodzi, to przecież musiałabyś zanieść cały wór rupieci!
- Mamo! Daj spokój, ja już wybrałam.
- ???
- To proste przecież - chmura. Co chwilę mi powtarzasz, żebym zeszła w końcu z obłoków na ziemię i zrobiła to, o co mnie prosisz.
Uszyjesz mi chmurę, prawda?

....
Nie wiedziała Apaczowa, że jej słowa jednak docierają do tej ślicznej główki.

Bo tak to już jest z tym Apaczowej Dziecięciem. Cudne jest i kochane i uczynne wielce, serce na dłoni niesie.
Ale prawdą jest, że czasem buja w tych swoich obłokach i bywa, że Apaczowa o coś poprosi, dziecię idzie zrobić, jednak odwróciwszy się na pięcie w celu udania się do miejsca docelowego, zapomni już o słowach Matki, układając sobie w głowie w tym czasie trzecią strofę wiersza, dokańczając tysiącpięćsetpiątą w danym dniu pracę plastyczną lub powtarzając rolę na przedstawienie za tydzień.
Potem ocknie się gdzieś pod surowym, karcącym wzrokiem matki, przeprosi i z mocnym postanowieniem poprawy idzie wykonać polecenie. Cóż z tego, kiedy znów po drodze przeniesie się w myślach gdzie indziej, zapomni po co poszła i wróci dokończyć malowanie jednorożca.

Podobno artyści tak mają.
Nie wie Apaczowa, czy to prawda, jednak trzyma się tej myśli kurczowo, coby nie zwariować.

I uszyła chmurę, nie wyobrażając sobie innej rzeczy, która lepiej oddawałaby charakter jej Córki.

(Jak zwykle uprasza się o patrzenie na dzieła Apaczowej z przymrużeniem oka. Nie są idealne, bo nie jest Apaczowa krawcową z zawodu i w dodatku testuje dopiero niespodziewaną niespodziankę od męża - maszynę, do której wzdychała od dawna).




















środa, 20 stycznia 2016

Jak się Apaczowa cieszyła leniwym weekendem.



Spokój.

Tego było trzeba Apaczowej do szczęścia.
Leniwa sobota i niedziela, leniwe pieczenie ciasta z dziecięciem i leniwe jego pochłanianie przy kawie.

Poczucie, że nic nie musi, nigdzie się nie spieszy, nic nie trzeba pilnie, ani na wczoraj.

Mało takich weekendów ma Apaczowa do dyspozycji, bo zazwyczaj, w codziennym pędzie, gdy trzeba tu pójść, to kupić, sprzątnąć, ugotować, pomóc w lekcjach, czy wytłumaczyć temat, sprawdzić pracę na konkurs, poćwiczyć rolę na przedstawienie, wysłuchać zadanych ćwiczeń z gitary, uszyć kostium, upiec tort... dzień się kończy, kończy się weekend i tak naprawdę nie wiadomo, gdzie się podział.

Podejrzewa, że znajdzie wśród Was zrozumienie, bo któż nie zna tego codziennego zabiegania.

I żeby nie było - lubi Apaczowa takie zabieganie, o ile nie trwa za długo. Bo gdy trwa, to marzy jej się wtedy taki właśnie leniwy weekend.

Z dobrym ciastem i kawą.

Obiecała Apaczowa zapełniać przepiśnik od Oli jabłkowymi cudami, ale póki co chciałaby Wam najpierw polecić coś innego - ciasto, które nie jest zbyt słodkie, a zdecydowanie orzeźwiające.

Cytrynowa chmurka/ cytrynowa kostka, jak zwał, tak zwał.

W internecie jest sporo przepisów, różnią się od siebie czasem minimalnie, ale Apaczowa robi z jednego, sprawdzonego, więc ten poleca.








Ciasto:
3 jajka
1/3 szkl. cukru
4 łyżki mąki pszennej
4 łyżki mąki ziemniaczanej
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka wody

Białka ubijamy z cukrem. Dodajemy żółtka (po jednym) i miksujemy na wolnych obrotach. Dosypujemy mąki wymieszane z proszkiem i delikatnie mieszamy szpatułką do połączenia. Pod koniec mieszania dodajemy łyżkę wody.
Formę do ciasta wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy ciasto. Pieczemy 20 minut w 180st.

Upieczone ciasto (nie urośnie za bardzo) nasączamy mieszanką:
0,5 szkl. wody
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżeczki cukru

Odstawiamy i w tym czasie przygotowujemy masę budyniową:
2 budynie śmietankowe
0,5 szkl soku z cytryny
1,5 szkl wody
3/4 szkl cukru
100g miękkiego masła

1 szklankę wody i pół szklanki soku z cytryny gotujemy z cukrem. W pozostałej 0,5 szkl wody rozprowadzamy budynie i wlewamy do gotującego się płynu. Mieszamy, aż zgęstnieje, studzimy.
Miksujemy miękkie masło na puch i dodajemy po łyżce budyniu, aż do dokładnego połączenia.
Wykładamy na nasączony biszkopt i odstawiamy do stężenia.

Masa śmietanowa:
1 galaretka cytrynowa
1 szkl wrzątku
500ml śmietany 36% (ewentualnie dobrze schłodzonej 30%)
2 łyżki cukru

Galaretkę rozpuszczamy w szklance wrzątku i studzimy, aż zacznie lekko gęstnieć.
Ubijamy śmietanę, na koniec dodając cukier. Wlewamy do niej chłodną galaretkę i miksujemy (jeśli masa jest zbyt rzadka można włożyć ją na chwilę do lodówki, a potem ponownie zmiksować).
Przełożyć na ciasto.

Wszystko posypać uprażonymi na suchej patelni płatkami migdałów.

Smacznego :)

********************************

Obiecała Apaczowa Aleksandrze, że pokaże obraz, który jakiś czas temu wyszyła krzyżykami w prezencie dla rodziców.
Nie jest to żadne arcydzieło, a i technika jeszcze pozostawiała sporo do życzenia, ale skoro obiecała, pokazuje.















środa, 13 stycznia 2016

Jak się nie ma, co się lubi... to trzeba to sobie stworzyć, czyli jak Apaczowa odkryła Japonię.






Potrzebowała Apaczowa spinki do włosów.
Nie dla siebie oczywiście, bo włosy związuje jedynie od wielkiego dzwonu.
Dla Córki.

Reszta kostiumu wymagała, aby była to spinka niebiesko-biała, koniecznie w kształcie śnieżynki.

Nie wie Apaczowa, czy tylko ona tak ma, ale gdy szuka konkretnej rzeczy, aby rzecz tę zakupić - w 99% przypadków nie znajduje.

Nie ma w mieście, nie znalazła w internecie (przynajmniej nie taką, o jaką jej chodziło).

Ale przypomniała sobie, że kiedyś widziała w tymże internecie filmik, jak zrobić podobną spinkę, jakimś japońskim bodajże sposobem, polegającym na specjalnym składaniu wstążek.
Takie origami, tyle, że nie z papieru, a z materiału.

Długo nie mogła sobie Apaczowa przypomnieć tej dziwnej nazwy, aż w końcu trafiła przez przypadek.
Kanzashi.
Japońskie ozdoby do włosów, wykonane z materiału, najczęściej w kształcie kwiatów.

Naoglądała się filmików instruktażowych i pobiegła kupić wstążki.

Cięła je na kawałeczki, opalała nad świeczką, składała i znowu opalała.
Zrobiła spinkę dokładnie taką, o jaką jej chodziło.



























W wersji nr 2 - do przypięcia na opaskę.





Nie jest to sport dla niecierpliwych.
Lecz choć Apaczowa jakąś supercierpliwością  nie grzeszy, zafascynowało ją to do tego stopnia, że powiększyła już zapasy wstążek.
Będzie składać.





czwartek, 7 stycznia 2016

Z nowym rokiem nowym krokiem.









Na większości blogów dawno już większość autorek zrobiła podsumowanie, zamknęła ubiegły rok i wstawiła nowe posty obrazujące styczniową codzienność 2016 roku.

Ale nie Apaczowa.
Ona jedną nogą siedzi jeszcze w starym roku.
Święta mogłyby trwać cały styczeń i jeszcze by jej się nie znudziły (chociaż pamięta, że kiedyś choinkę rozebrała zaraz po Nowym Roku, wściekła na część choinkowych lampek, że się na nią wypięły i przestały świecić).

Dziecię ferie świąteczne miało aż do 6 stycznia, więc przeciągnął jej się ten cudowny czas, oświetlony lampkami i otulony błogim lenistwem, spokojnym piciem kawy i kanapowymi pogaduchami z Córką i Mamą.

Minęły Święta, minął Sylwester, minęło Trzech Króli, czas więc w końcu do rzeczywistości wrócić.

Żegnając się ze starym rokiem, pomyślała Apaczowa, że skoro większość wpisów to te jej słodkie ulepki, niech będzie, że podsumuje ten rok na słodko.

12 tortów na 12 miesięcy.
Tych, które dały jej w kość, ale też i cieszyły niezmiernie.
Tych, których się Apaczowa nie spodziewała w ogóle, bo jeszcze rok temu nie przypuszczała, że to będzie rok pieczenia i dekorowania.
Zamówień i podziękowań.
Doceniania i komplementów.


















































To był dobry rok.
Pisze to Apaczowa z pełną świadomością.




A co w 2016?

Noworocznych postanowień Apaczowa nigdy nie ubiera w konkrety i nie spisuje.
Tak już ma, że woli tę czystą noworoczną kartkę zapisywać dzień po dniu, bez konieczności odhaczania na niej kolejnych punktów.

Ale nie jest tak, że nie planuje i nie marzy, o nie!

I powie Wam, że ma na ten rok zupełnie niesłodki plan...
Wszak nowy rok - nowe możliwości.

Jest tyle rzeczy, których chciałaby spróbować, nauczyć się, rozwinąć.
Tyle rzeczy, które można stworzyć samemu, przy odrobinie chęci i sporej ilości pracy.
A jeśli jej się coś nie uda, to przynajmniej będzie wiedziała, że to, czy tamto nie dla niej.


I taki ma plan właśnie, takie marzenie, aby za rok móc powiedzieć, że nie zmarnowała tego danego jej czasu.


Niech się więc dzieje!


CUDOWNEGO 2016!!!