sobota, 11 lipca 2015

Zielony ninja, czyli jak Apaczowa nie nadąża za trendami.


Głównego bohatera tej opowieści poznała Apaczowa dopiero w dniu, w którym dostała zamówienie na ten tort.

Jej pierwsze skojarzenie, gdy usłyszała "zielony ninja", to oczywiście jeden z owych Wojowniczych Żółwi, które robiły furorę, gdy Apaczowa była dzieckiem i razem z bratem siadywała przed ekranem, aby przeżyć kolejną przygodę wraz z Leonardo, Donatello, Michelangelo i Raphaelem.

Okazało się jednak, że owe żółwie chyba już na dobre schowały się w swych kanałach, z głuchym łomotem zatrzaskując za sobą ciężkie, żeliwne włazy.
Nie o takiego bowiem ninję chodziło.

Bohater, z którym przyszło się Apaczowej zmierzyć, to jeden z wojowników Lego Ninjago, niejaki Lloyd, którego charakterystyka jest jednak zbyt skomplikowana, aby go Apaczowa dobrze poznała, jeśli nie obejrzy przynajmniej kilku odcinków serialu o tych walecznych ludzikach.
Ponieważ jednak Apaczowa serialu nie ma zamiaru oglądać, bohater ten nadal pozostanie dla niej zagadką.

Zagadka ta kosztowała Apaczową zaledwie kilka dodatkowych siwych włosów, oraz jedynie kilka nieprzespanych nocy.

(Z góry Apaczowa przeprasza za nieczarną czerń na zdjęciach, jednak zdjęcia te robiła w biegu, zanim jeszcze tort został "odkurzony" z nadmiaru cukru pudru.
Uprasza się więc o użycie wyobraźni w celu uzyskania czarnej czerni na obrazkach...)










piątek, 3 lipca 2015

Różne oblicza miłości.


Czy można zakochać się w kartce papieru?
W zwykłej, białej kartce formatu A3, na której zwykłą drukarką naniesiono kilka kilkanaście kilkadziesiąt  ileśtam zwykłych czarnych kresek?
Kółka, trójkąty, kwadraty, prostokąty, linie proste i przerywane.
Cyfry, litery i tabelki.

Czy taka zwykła kartka może powodować przyspieszone bicie serca?
Czy można robić do niej maślane oczy i myśleć o niej w dzień i w nocy?
Czy można się w takiej kartce zakochać?

Można.
Apaczowa się zakochała.

Bo te kółka, trójkąty i kwadraty, te linie i cyfry, wszystko to jest spełnieniem jej marzeń, jeszcze z lat młodzieńczych, kiedy to naoglądawszy się amerykańskich seriali marzyć zaczęła o własnym domu, który urządzi w takim właśnie amerykańskim stylu, z wielką wyspą w kuchni, z białymi listwami przy podłodze i z wielgachną ilością okien.
Bo te właśnie kwadraty i linie to jej przyszłe pokoje, kuchnie, korytarze i łazienki.
Okna, drzwi i ściany.
Schody, taras i garaż.

Ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia,
Jadąc po raz pierwszy do pani architekt mieli Apaczowie w głowie ułożony plan swojego domu, nawet rysunki wstępne też mieli, co, gdzie i jak chcieliby widzieć u siebie, więc wszystko wytłumaczywszy i zostawiwszy plany, po godzinnej rozmowie udali się do domu, z wielkim spokojem stwierdziwszy, że pani architekt niemalże czyta im w myślach i "patrz, jak ona dokładnie wiedziała, o co nam chodzi".

Spokój (mówiąc oględnie) opuścił ich przy drugim spotkaniu, kiedy okazało się, że pani architekt chyba pomyliła zamówienia i pokazuje Apaczom jakiś dom z kosmosu raczej, bo na pewno nie ten z ich myśli.
Z całego planu chyba tylko garaż okazał się stać na swoim miejscu.

Jadąc na trzecie spotkanie Apaczowa po raz pierwszy się bała.
Nie wiedziała już w ogóle czego się spodziewać i gotowa była zmienić architekta, jeśliby się okazało, że jednak do obecnej projektantki mogliby mówić równie dobrze po chińsku.

Usiadła i z bijącym sercem przez długą chwilę wpatrywała się w plany, na których nadal nie mogła rozpoznać swojego domu.
To przecież nie tu miało być i nie tak!
A tego miało nie być w ogóle!

Jednak wpatrywała się nadal i nie odzywała ani słowem, aż w pewnej chwili zaczęło jej się wydawać, że weszła właśnie do tego domu i spaceruje po nim, przyglądając się wszystkiemu, ustawiając meble, rozmieszczając kuchenne sprzęty i wieszając rolety.

Nie wiedziała, jak to się stało, ale w pewnym momencie stwierdziła, że TO jest właśnie jej dom!
Nie ten z ich pokracznych planów, nie ten z myśli, ale właśnie TEN, który leżał przed nią stworzony z tych czarnych kresek!

Kresek, które mówią, że to właśnie w TYM salonie okna będą wychodzić na trzy strony świata.
To właśnie w TEJ kuchni będzie piekła swoje torty, w międzyczasie spoglądając na ogród i zastanawiając się, kiedy wreszcie przestanie padać i pójdzie wyplewić grządki.
To właśnie w TEJ pracowni będzie mogła porozrzucać na podłodze materiały i zostawić je rozgrzebane, dopóki nie skończy robótki i nikt jej złego słowa nie powie.
I to właśnie w TEJ sypialni będzie padać wieczorem na twarz ze zmęczenia, ale jakże piękne to będzie zmęczenie.

I właśnie to wszystko jest zaklęte na tej zwykłej białej kartce, przez co ta kartka nigdy już dla Apaczowej zwykła nie będzie.

Jest za to jak mapa najcenniejszego skarbu, który jeszcze przez chwilę pozostanie ukryty, ale wie Apaczowa, że on tam jest, wie nawet gdzie i tylko czasu trochę potrzeba, żeby się do niego dostać.