poniedziałek, 17 listopada 2014

Apaczowej fantazje o blogowaniu.

 
 
Naczytała się Apaczowa blogów różnorakich, naczytała. Naoglądała zdjęć dech zapierających, oj naoglądała. Pomyślała tedy Apaczowa czy ona by takich zdjęć robić nie umiała? Umiała, czy nie, zaczęła fotki strzelać na prawo i lewo, głównym ich obiektem jedyną swą córkę uczyniwszy. A modelka to nie byle jaka z tej Apaczowej córki! Toteż zdjęcia niezłe zaczęły wychodzić, chociaż fotograf niejeden pewnie za głowę by się złapał, bo o kadrowaniu, ogniskowej i obiektywie wie Apaczowa tyle, co przeciętny 10-latek o teorii względności.
Coś tam Apaczowa raz na rok uszyje, coś upiecze, jaką kartkę skleci na okoliczność świąt różnorakich, cos ozdobi, cos kupi, gdzieś pojedzie, coś pomyśli, co jej za chwilę z głowy uleci... I tak dumała Apaczowa, że fajnie mają te blogerki, bo co uszyją, ugotują i pomyślą, to na bloga wrzucą i ślad po tym zostanie. Za kilka lat rzeczona blogerka (tudzież jej potomni) wpis taki odnajdzie i łzę wzruszenia (bądź zażenowania) na widok dzieła swego uroni. I tak myśl ta Apaczową zaczęła prześladować, tak jej dziurę w brzuchu natrętnie wiercić, że w końcu uległa była kobiecina tej presji (własnej) i swe myśli oraz "dzieła" postanowiła tu ku pamięci umieszczać.
Niech pamiętnik lepiej pisze do szuflady - ktoś rzeknie nieżyczliwy. I rację by miał, gdyby nie to, że Apaczowa mobilizacji potrzebuje do wszystkiego. Więc czy chciałoby jej się na kartce skrobać, zdjęcia wywoływać i pod wpisem je kleić, coby go nimi okrasić i opisywane dzieło po latach na oczy zobaczyć? Retoryczne to pytanie, bowiem odpowiedź jest z góry wiadoma.
I choćby te wpisy po latach jedynie sama Apaczowa czytać miała, bądź wnuk jaki w przyszłości nad babką się ulitowawszy zajrzeć tu raczy - powie Apaczowa, że było warto. Bo co ocalone od zapomnienia, to cenniejsze dla niej od złota i diamentów.
Zatem - z góry przeprosiwszy za zaśmiecanie publicznej przestrzeni - zaczyna Apaczowa swą przygodę z blogowaniem.