środa, 19 sierpnia 2015

Jak to w upale...


36 stopni w cieniu.

Żar leje się z nieba.
Trawa błaga o kroplę wody.
Warzywnik woła o pomstę do nieba.

Ptaki zamilkły, zaschło im w gardziołkach.
Pszczoły parzą bose stopy rozgrzanym pyłkiem.

Córka Apaczowej parzy stopy na rozgrzanym betonie.
Dobiega do trawy i wskakuje do basenu, po czym nad basenem unosi się obłoczek pary, powstały podczas kontaktu rozgrzanych stóp z chłodną wodą...

Apaczowa obserwuje to wszystko z kuchennego okna.

Apaczowa piecze.
Żar leje się z Apaczowej.
Milczy, bo zaschło jej w gardle.
Nie ma czasu napić się wody.
Parzy sobie dłoń rozgrzanym piekarnikiem.
Obłoczek pary wzbija się podczas kontaktu rozgrzanej dłoni z chłodną wodą...

Ledwo zipie.
Ale piecze.

A potem jeszcze dekoruje.

36 stopni w cieniu...








Mickey i jego auto to zabawki.
Miały zostać na pamiątkę po "pierwszoroczkowym" torcie.



sobota, 8 sierpnia 2015

Garść praktycznych wskazówek, czyli Apaczowa się wymądrza.


Moje drogie Koleżanki, z góry uprzedzam, że jest to długaśny post dla podobnych do mnie tortowych zapaleńców, którzy chcą pobawić się masą cukrową, ale nie bardzo im wychodzi, albo robią w ogóle po raz pierwszy.

Nie jestem cukiernikiem, lecz samoukiem, ale coś tam już na tej swojej tortowej drodze przeszłam, więc skoro zostałam poproszona o kilka rad, chętnie ich udzielę na zasadzie "jedna baba drugiej babie" ;))
 
--------------------
1. BISZKOPT.
 
Tu od razu zaczynają się schody. Na wszystkich filmikach instruktażowych o dekorowaniu tortu masą cukrową, angielskie panie używają dość grubych warstw sztywnego, twardego biszkoptu, przekładają je tylko jakąś marmoladą lub cienką warstwą lukru, szpachlują masą maślaną i dekorują.
Pomyślałam sobie, że wszystko fajnie, taki tort pięknie wtedy trzyma kształt, ale co ze smakiem?

Robię więc biszkopt ze sprawdzonego przepisu, który jest mięciutki i puszysty, a przekładam go zazwyczaj kremami na bitej śmietanie z różnymi dodatkami, bądź kremem mascarpone. Czasem dodaję owoce.

Moim zdaniem najlepsze połączenie to czekoladowy biszkopt, krem śmietanowy i wiśnie.

Przepis na ten biszkopt znalazłam na jakimś blogu, ale było to mniej więcej dwa lata temu, więc niestety nie pamiętam, na którym. Obiecuję jednak, że jeśli kiedyś znajdę źródło, to uzupełnię.

6 jajek
1 czubata szklanka cukru
0,5 szklanki mąki pszennej
0,5 szklanki mąki ziemniaczanej (nie skrobi!)
3 łyżki kakao
1 łyżka soku z cytryny lub octu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka oleju
1 łyżeczka wody

Ten sam przepis wykorzystuję do zrobienia jasnego biszkoptu, ale wtedy zamiast 3 łyżek kakao, dodaję 1 czubatą łyżkę dowolnej mąki.

Oddzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy na sztywno, pod koniec ubijania dodajemy partiami cukier.
W drugiej misce mieszamy żółtka z proszkiem do pieczenia oraz łyżką octu (lub soku z cytryny).
Wymieszane żółtka wlewamy do białek i delikatnie mieszamy przez chwilkę mikserem na najniższych obrotach.
Do sitka wsypujemy obie mąki i kakao, a potem przesiewamy to po troszeczku do białek i mieszamy bardzo delikatnie szpatułką (nie mikserem!), aż do momentu, w którym nie będzie grudek. Jeśli zrobicie to za szybko, lub za długo, masa przestanie być puszysta, a biszkopt będzie ciężki. Na koniec wlewamy ostrożnie łyżkę oleju, potem wodę, delikatnie mieszamy do połączenia, dosłownie przez chwilkę.

Dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, wlewamy delikatnie masę, pieczemy ok 45 minut (do suchego patyczka) w 170 stopniach (ta temperatura jest odpowiednia przy moim piekarniku, u Was może być potrzebna odrobinę niższa lub wyższa).

Po upieczeniu od razu wyjmujemy biszkopt z piekarnika i zrzucamy go z wysokości ok 30cm (oczywiście nadal w blaszce).

Studzimy i dopiero wtedy wyjmujemy z tortownicy.

Nasączamy przeważnie wywarem herbacianym z cukrem i sokiem z cytryny (bardzo delikatnie, bo ten biszkopt i tak już jest mięciutki).

Na bazie tego biszkoptu robię różne wariacje, np. zebrę, która była użyta przy TYM torcie.
 
Niedługo mam zamiar wypróbować przepis na ten sztywny, gruby biszkopt z angielskiego przepisu, dam znać, jak to potem wygląda jeśli chodzi o smak ;))

O kremach nie będę już pisać, to wyłącznie Wasza fantazja podpowie Wam, czego użyć. Może to być naprawdę wszystko: bita śmietana + wiśnie, śmietana+mascarpone+pokruszony baton (pycha), kremy owocowe, dżemy, z dodatkiem owoców lub bez.
 
-------------------------------
2. SZPACHLOWANIE.
 
To nic innego, jak obłożenie tortu masą maślaną, w celu przygotowania go pod masę cukrową.
To jeden z najważniejszych kroków, bo od niego zależy, czy masa cukrowa będzie wyglądała ładnie i równo.

Podstawowym błędem jest używanie do tego celu kremu na bazie śmietany, najczęściej tego samego, którym przekładaliśmy tort. Śmietana powoduje rozpuszczanie masy cukrowej, więc tort będzie się pocił, a masa może się zwyczajnie topić.

Używamy więc do tego celu masy maślanej.
200g masła
400g cukru pudru
1 łyżka wrzątku

Miękkie masło miksujemy, aż będzie puszyste, dodajemy cukier i dalej miksujemy (będzie gęste). Dolewamy łyżkę wrzątku i znów miksujemy. Masa powinna mieć taką konsystencję, aby łatwo dało się ją rozsmarować na torcie, jeśli więc widzimy, że jest za gęsta, dodajemy jeszcze odrobinę wrzątku.

Ja robię podwójną ilość tej masy, żeby się nie stresować, że zabraknie jej w trakcie nakładania na tort. Jeśli coś zostanie, przykrywam folią spożywczą i wykorzystuję później, bo warstwy tej masy nakłada się stopniowo:

Pierwszą warstwę nakładamy na tort, wyrównujemy górę i boki (najlepiej specjalną metalową skrobką, ale ewentualnie może być prosty nóż).
Wkładamy do lodówki na godzinę.

Drugą warstwę nakładamy już cieniej, służy ona wyrównaniu dziurek i wygładzeniu tortu.
Odstawiamy znów do lodówki i w razie potrzeby nakładamy trzecią warstwę.
Wkładamy do lodówki na minimum 3 godziny, a najlepiej na całą noc.

Nie chodzi o to, aby warstwy masy maślanej były grube. Wręcz przeciwnie, powinny być w miarę cienkie, ale dokładnie pokrywać wszelkie nierówności.
Dodatkowo izoluje ona krem ze środka tortu od masy cukrowej oraz pełni oczywiście rolę kleju do tejże.
 
------------------------------
3. MASA CUKROWA.
 
Tu wypróbowałam kilka opcji:
Pierwszą i najdłużej wykorzystywaną jest ta ze zrobieniem masy cukrowej samodzielnie.
 
800g cukru pudru
3 łyżeczki żelatyny
3 łyżeczki glukozy
50ml wrzątku
 
Cukier przesiewamy. Żelatynę rozpuszczamy we wrzątku, dosypujemy do niej glukozę i mieszamy do rozpuszczenia. Wlewamy stopniowo do cukru (być może nie zużyjemy całego płynu, dlatego nie należy wlewać wszystkiego na raz). Zagniatamy, jak ciasto, aż do uzyskania konsystencji miękkiej plasteliny.
 
Niestety masa ta nie jest zbyt elastyczna i zdarzało się na początku, że rwała się przy nakładaniu na tort, ponieważ bardzo szybko schnie i pęka. W związku z tym każdy kawałek, którego akurat nie wykorzystujemy, należy szczelnie owijać w folię spożywczą.
Można dodać do tej masy kawałek planty, ale to i tak niewiele zmienia, jeśli chodzi o jej elastyczność.
 
Dlatego od niedawna do obłożenia tortu wykorzystuję masę gotową, Irca Dama Top. Różnica jest kolosalna, można robić poprawki bez strachu, że za chwilę zaschnie lub się porwie. Jednak ta masa z kolei schnie dosyć długo, dlatego jeśli jakąś ozdobę robię w ostatniej chwili i musi szybko wyschnąć, albo zależy mi, aby była bardzo twarda, to robię ją z tej własnoręcznie robionej masy cukrowej. W taki sposób jest zrobiony TEN TORT. Dół jest pokryty zabarwioną Ircą, a kokarda ze zwykłej masy cukrowej.
 
Żadna z nich jednak nie nadaje się do robienia figurek, jedna schnie za szybko, druga za wolno. Do tego celu używam więc specjalnego lukru do figurek Saracino.
 
Nie wiem, czy są to najlepsze lukry, bo nie mam porównania. Zarówno Irca, jak i Saracino sprawdzają się świetnie, więc nie mam potrzeby próbowania na razie niczego innego.
 
Uwagi:
 
* Podczas wałkowania każdej masy musimy pamiętać, aby mieć w zanadrzu cukier puder i nim podsypywać blat, żeby masa się do niego nie przyklejała. Im cieniej rozwałkujemy masę, tym więcej będzie widać nierówności na torcie i trudniej będzie przenieść na niego masę, ale nie może być też ona zbyt gruba, bo będzie wyglądać nieestetycznie i ciężko.
 
* Należy pamiętać, aby nakładać masę na tort umieszczony już na docelowej paterze, czy specjalnej tekturowej podkładce, bo jeśli będziemy ruszać tort po jej nałożeniu, może ona popękać, albo zacząć się odklejać.
 
* Rozwałkowana masa cukrowa musi być oczywiście odpowiednio większa od powierzchni tortu z bokami, bo gdy zaczniemy ją zbyt mocno naciągać po nałożeniu na tort, zacznie się rwać.
 
* Po rozwałkowaniu najlepiej przenosić masę na tort nawijając ją najpierw na wałek, oczywiście obficie posypaną cukrem pudrem, aby się nie lepiła sama do siebie.
 
* Gdy masa będzie już na torcie, zaczynamy wygładzanie jej od góry, następnie stopniowo schodzimy w dół, naciągając delikatnie od dołu jej nadmiar i wyrównując boki.
Kiedy wszystko już dokładnie się przykleiło, odcinamy nadmiar masy przy podstawie tortu.
 
--------------------------------------------------

Nie wiem, czy pomogłam, bo być może wszystko to już wiecie, a na pewno nie są to rady dla zawodowych cukierników, którzy swoją wiedzą mogliby mnie powalić na ziemię i przydepnąć obcasem ;))
Jeśli jednak choć jedna osoba stwierdzi, że na coś jej się to przyda, to będę nieziemsko zadowolona :))





czwartek, 6 sierpnia 2015

Znów starsza o rok. Urodzinowo, część 4 - Apaczowa.



Kolejny rok, kolejne urodziny, kolejna cyfra do kolekcji.
Kolejny raz kręcenie głową z niedowierzaniem i kolejny raz tekst typu: jak ten czas leci!

Urodziny w lipcu nie mogą obejść się bez przyjęcia w ogrodzie, bez gości i zapachu grillowanych potraw.
I nawet pogoda jakby postanowiła zrobić prezent Apaczowej i podarowała piękne słońce, dzięki czemu nie przybiła Apaczowej ta kolejna zmiana cyferki, a tańce, hulanki i swawole trwały do późnej nocy.

Tylko z tortem miała Apaczowa problem, bo przerosła ją ilość pomysłów i nowych technik do wypróbowania.
Może szprycą ozdobić?
Albo malowany!
Albo z pawimi piórami, byłby piękny...
Jednak ta szpryca chyba...
A może bez ozdób, tylko kremem przełożyć i owoce rzucić...
Nie, pomyślą, że czasu nie miała, albo jej się nie chciało...

Aż w końcu słyszy Apaczowa: "mamo, przecież to jakby prezent od ciebie dla ciebie, więc zrób sobie w kształcie prezentu!".

No to jest.
Apaczowej prezent na jej własne, trzydzieste czwarte urodziny.