Córka Apaczowej oprócz teatru wielbi miłością przeogromną zwierzęta wszelakie, o czym już zdaje się kiedyś Apaczowa wspominała.
Są jednak zwierzęta, które darzy uczuciem szczególnym, bezwarunkowym i trochę tego uczucia Apaczowa nie ogarnia.
Mowa o koniach.
Miłość do nich dziecię musiało chyba odziedziczyć po przodkach, szczególnie po dwóch pradziadkach oraz jednym z dziadków, którzy wśród koni przebywali codziennie, dbali o nie, hodowali i mieli do nich tzw. "podejście".
Apaczową konie owszem fascynują, ale otwarcie przyznaje, że się ich boi i choć od dzieciństwa miała możliwość przebywać z nimi do woli, nigdy nawet nie odważyła się na żadnego wsiąść.
Natomiast jej Córka w ogóle nie czuje przed nimi strachu, zawsze śmiało podchodziła do zwierza wyższego od niej kilkukrotnie i gdyby mogła, zamieszkałaby chyba z nimi w jednej stajni.
Nie należy do żadnego jeździeckiego klubu, jeździ typowo rekreacyjnie, jednak gdy w pobliskim ośrodku konnym odbywają się zawody, jasnym jest, że jej tam zabraknąć nie może.
Powie Wam Apaczowa, że patrzeć to ona też lubi na te wspaniałe zwierzęta, w zwiąku z czym wiadomym było, że spędzą rodzinnie na tych zawodach cały dzień, zjedzą na miejscu obiad i do późnego wieczora będą kibicować najlepszym dżokejom, smażąc się na wiór w palącym słońcu i smarując potem przypalone nosy maślanką.
Co prawda miała Apaczowa ochotę osłonić się kapeluszem, niczym stateczne matrony w Ascot, jednak uznała, że mogłaby zbytnio odciągać uwagę od głównych bohaterów.
Dla tych, co też lubią popatrzeć.
(Bransoletka z końmi to jedyna biżuteria, która nie nudzi się Córce Apaczowej i gdyby mogła, to nosiłaby ją chyba nawet do szkoły. A pochodzi od przeogromnie utalentowanej osoby, czyli Kingi z Piecuchowa).
Nigdy nie byłam na takich zawodach - a szkoda, bo widać, że fajnie!
OdpowiedzUsuńBransoletka urocza!
My jesteśmy raz w roku i za każdym razem chętnie idziemy znów :) Oprócz samych emocji konkursowych ważne jest to, że spędzamy cudowny, rodzinny dzień.
UsuńP.S. Ja nigdy nie byłam na Majorce - to dopiero szkoda!!! ;)))
Ech, szkoda, że Apaczowa nie założyła jednak tego kapelusza. Byłoby tak elegancko i dystyngowanie. Wszak w Ascot nie tylko stateczne matrony bywają w kapeluszach. :)
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę rozmiary niektórych tych kapeluszy, nie wiem, czy byłoby mnie spod niego widać ;))
UsuńNo i mąż stwierdził, że jednak nie powinnam płoszyć koni... :D
Już sobie Ciebie wyobraziłam w tym kapeluszu.. Błagam Cię, następnym razem nie rezygnuj i koniecznie zrób zdjęcie :-)))
OdpowiedzUsuńCoś w tych koniach musi być.. mnie zawsze fascynowały, ale przejechałam się chyba tylko raz w życiu. Natomiast Anka dużo o tym gada i to właśnie jest jeden z naszych planów na wakacje - wizyta w stadninie i być może pierwsza przejażdżka. Fajnie, że Twoja córa wierna jest zamiłowaniom - to się chwali :-)
Następnym razem, to prawdopodobnie za rok dopiero...może przez ten rok nabiorę odwagi, żeby założyć jednak kapelusz ;))
UsuńWidzę, że dziewczyny dogadałyby się bez problemu w temacie koni. Bardzo jestem ciekawa wrażeń Ani po wizycie w stadninie, koniecznie opisz!
Moja córa świetnie by się tam z wami czuła:) Konie są wspaniałe!
OdpowiedzUsuńWidzę, że kolejna rzecz łączy nasze córki, więc w razie czego tematów do rozmowy by im nie zabrakło ;))
Usuń