środa, 6 maja 2015

"Sąsiad sąsiadowi wilkiem", "co dwóch sąsiadów, to nie jeden" - czyli rzecz o stosunkach.



Sąsiad jaki jest, każdy widzi.

Apaczowa miała 5 lat, gdy wprowadziła się z rodzicami do obecnego domu. Po jakimś czasie okazało się, że sąsiadów mają idealnych. Wszystkich.
A zwłaszcza sąsiadów za płotem, podwórko przy podwórku, drzwi naprzeciw drzwi, okno w okno.

Starsze małżeństwo, mili i ciepli ludzie, którzy dzieci już odchowali i wypuścili w świat. Świadkowie Jehowy, którzy jednak nigdy nie namawiali Apaczów do zmiany wiary, o swoich przekonaniach opowiadali tylko na wyraźną prośbę. Poczęstowali cukierkiem, zasypali owocami z własnego sadu i nakarmili warzywami z ogrodu (nic to, że Apaczowie mieli własny, jeśli sąsiadka traktuje Cię jak wnuczkę - nie odmawiasz!). Nawet Apaczowej Córka zdążyła jeszcze zaprzyjaźnić się z tą cudowną sąsiedzką "prababcią".

Niestety ścieżka każdego z nas w pewnym momencie się kończy i tak też było w przypadku tych cudownych ludzi. Cichutko i spokojnie odeszli, jedno po drugim.

Dom (z tym Apaczowej ukochanym okienkiem na facjatce) decyzją młodego Dziedzica miał zostać odremontowany, a następnie przeznaczony pod wynajem.
Rodzina Apaczów z lekkim dreszczykiem oczekiwania stawała z nosami przyklejonymi do szyb (a fe!), ilekroć na sąsiedzkim podwórzu stawali potencjalni najemcy, oglądający, cmokający, narzekający, chwalący i marudzący na zmianę.

Pierwsi wprowadzili się o 2.00 w nocy.
Niczym rodzina Adamsów, tyle, że w nieco mniejszym składzie.
Nie mogła sobie w środku nocy obudzona Apaczowa odmówić przyjemności popatrzenia, co też tajemniczego przemycają o tej porze do domu nowi sąsiedzi, jednak musiało to być coś małego, ukrytego w kartonach lub pralce, bowiem żadnej tajemniczej skrzyni wielkości człowieka, ku swojemu rozczarowaniu nie dostrzegła. Nie dostrzegła też bezpańskiej, wszędobylskiej "Rąsi", ani upiornego, ponurego służącego (cóż, nie można wszak mieć wszystkiego, prawda?).

Niestety (???) podobieństwo do Adamsów skończyło się na tej nocnej przeprowadzce, gdyż w biały dzień okazało się, że sąsiedzi to zwyczajne, młode małżeństwo z małym synkiem, zwyczajnie co rano oddelegowujące do pracy męża i zwyczajnie pochłaniające codziennymi obowiązkami żonę.

Wszystko było zwyczajne do czasu, aż pewnego dnia w kuchni Apaczów zameldował się mały sąsiad, dziecko czteroletnie, mówiące jedynie "tak" i "nie".

Zaskoczona Apaczowa oderwała się od krojenia warzyw na sałatkę i utkwiła wzrok za plecami młodego człowieka, oczekując, że zaraz pojawi się za nim dorosłe zaplecze. Szykowała już mowę moralizatorską, informującą, że wypadałoby jednak zapukać/zadzwonić/kopnąć w drzwi, gdy się wchodzi (nawet do najbliższego sąsiada), aby zdążył on np. przywdziać cokolwiek na grzbiet, gdyby naszła go ochota chodzić po domu w negliżu (nie to, żeby Apaczowa była fanką nudyzmu, ale czy to wiadomo, co człowiekowi akurat przyjdzie do głowy?)

Zaplecza nie było.
Okazało się, że mama małego gościa tak bardzo była zajęta wstawianiem nowych selfie na fb, że zapomniała, iż ma dziecko pod opieką. W związku  z czym dziecko postanowiło pójść, pozwiedzać świat. Całe szczęście, że trafiło do Apaczowej, a nie do pobliskiego lasku, gdyż... no tu sobie pozwoli Apaczowa nie dokańczać, bo musiałaby użyć słów powszechnie uważanych za obraźliwe.

Wtedy coś nią szarpnęło po raz pierwszy i zaczęła baczniej przyglądać się temu, jak sąsiedzi traktują swego potomka. Wynik obserwacji można podsumować jednym zdaniem: idź, rób, co chcesz i nie zawracaj mi głowy.
W związku z czym potomek robił rzeczywiście, co chciał.
Aby mu się nie nudziło, kupiono mu psa, którego rozjeżdżał autem (bądź rowerem), ewentualnie ganiał po podwórku i ciągnął za ogon.
Psa również nikt nie pilnował, w związku z czym zaczął uciekać przed swym małym prześladowcą, woląc np. odprowadzać Córkę Apaczów do szkoły, szwendać się po mieście bez celu, a następnie z Córką Apaczów wracać do domu.
Po psie nikt podwórka nie sprzątał, bo komu by się chciało, w związku z tym latem zapachy przypominały zapachy z pól po świeżo rozrzuconym oborniku.

Szarpało Apaczową coraz bardziej, prośby i upomnienia działały na chwilę, potem wszystko znów wracało do "normy".

Trochę załamywali już ręce Apaczowie, bo gdyby nawet chcięli podjąć jakieś bardziej drastyczne środki, to co mieliby powiedzieć?:
Dziecko wyszło z ogrodzonego podwórka i poszło do sąsiadki, bo matka była akurat zajęta (z tłumaczeń matki zapewne wynikałoby, że zajęta była praniem, sprzątaniem lub inną ważną czynnością, których matki mają na pęczki).
No tak, bawi się samo na podwórku, ale bez przesady, że pół dnia nikt do niego nie zagląda, pani to już wydziwia!
Jak to wspina się na płot i próbuje przechodzić do państwa?! Po pierwsze moje dziecko wie, do czego służy furtka, a po drugie te metalowe elementy na górze wcale nie są takie ostre, pani jest jakaś przewrażliwiona! 
Pies się szwenda, owszem, ale przecież ma właścicieli, dają mu jeść, ma dach nad głową i ostatecznie zawsze wraca na noc, prawda?
Co pani wymyśla, że dziecko psu dokucza, przecież ten pies za tym dzieckiem w ogień by wskoczył, o proszę, jak się ładnie bawią!
Kupy? No są kupy, przecież to pies, musi gdzieś załatwiać swoje sprawy, my sprzątamy, ale przecież nie będę codziennie tego zbierać! (no przecież, że nie codziennie, wystarczyłoby raz w tygodniu żesz w mordę!)

W tej patowej sytuacji trwali Apaczowie do chwili, gdy się okazało, że niedługo na świecie pojawi się kolejny sąsiedzki potomek...
Jako głowa rodziny sąsiad podjął decyzję, że najwyższa pora pomyśleć o własnym gnieździe.
Okazało się, że gniazdo to jest oddalone o prawie 30 km od domu Apaczów.
Szerokiej drogi, bądźcie zdrowi.

I w tym miejscu powinna przerwać czytanie osoba, która lubi opowieści z happy endem.

Apaczowa lubi bardzo, jednak happy end trwał rok, podczas którego Dziedzic doprowadzał ponownie dom do stanu używalności.
Rok ciszy, spokoju, miłych zapachów i szczerego "dzień dobry".

Tydzień temu sąsiedzkie podwórze znowu zaczęły odwiedzać tabuny chętnych, a od 5 dni Apaczowie mają już nowych sąsiadów.

Powie Apaczowa tyle, że przy tych obecnych, poprzednicy to prawdziwe anioły...

(Wpis zainspirowany krótką dyskusją o sąsiadach u Gosi z Mamelkowa) ;))





15 komentarzy:

  1. Wesolo:-) to te co wyrabiają? :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te wyrabiają tyle, że po miesiącu będę miała materiał na książkę ;)

      Usuń
  2. No to czekamy na kolejny wpis:-) juz widzę,ze usmieję się od serca:-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Boszszzzzz ja już myślałam, że Ci z dzieckiem i psem to horrror a Ty piszesz, że jest jeszcze gorzej!!! Pakujcie się i przylatujcie do mnie. Obiecuję kontrolować przerzucaną kontrabandę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie wrażenie, że zamiast castingu na najemców Dziedzic organizuje casting na najgorszego rodzica roku...

      A Ty się nie zdziw, jak Ci któregoś dnia staniemy w progu. Uprzedzam jednak lojalnie, że wtedy kontrabanda może już nie być plastikowa ;))

      Usuń
    2. Powiem tak - rozglądając się za domem też zastanawialiśmy się na kogo trafimy. To taka loteria. Moja znajoma stwierdziła, że jej sąsiedzi byli na bank przekupieni - dzieci machały, każdy uśmiechnięci - jednym słowem raj! A jak się już wprowadzili to masakra :( już dwa razy ich okradli!!!!

      Usuń
    3. No na początku zaczęłam się śmiać z tekstu o przekupionych, uśmiechniętych, machających sąsiadach, ale szybko uśmiech mi spełzł z twarzy, jak przeczytałam o tych kradzieżach!!!
      To prawda, nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi.
      My bardzo lubimy ludzi i sąsiedztwo mamy rozgadane i serdeczne, a tu za płotem taki jakiś pech.

      Usuń
  4. Dobrze by było, gdyby oprócz wyboru działki, można było jeszcze wybrać sąsiadów :) I co mają powiedzieć ci mieszkający w blokach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, na podstawie opowieści o "blokowych" sąsiadach to by dopiero można było pisać scenariusze ;))
      Witam Cię Wietrzyku!

      Usuń
  5. :) uśmiałam się, choć końcówka na gorzko:)
    Szczęśliwie mamy w porządku sąsiadów, tym bardziej, że niby są za płotem, za drogą, ale nasze życia wymieszane są wzdłuż i wszerz. Dzięki dzieciom. Moglibyśmy cały oddział przedszkolny otworzyć przy naszej ulicy. Najstarsze ma 6 lat, najmłodsze w drodze:)
    Spisuj, zapisuj, a w razie czego - przybędziemy z odsieczą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dorastałam z większością moich obecnych sąsiadów. Teraz sami pozakładali rodziny, z którymi tu mieszkają, zostali tu też ich rodzice, więc wszycy znamy się od podszewki i nie ma żadnych konfliktów.
      Mieliśmy nadzieję, że może choć tym razem trafią się jacyś fajni najemcy, ale niestety, rozczarowanie totalne. Co zrobić, może szybko pójdą "na swoje" ;)
      A jeśli nie, to bądźcie gotowi, będę wzywac posiłki :D

      Usuń
  6. Uwielbiam sąsiadów, ha! U nas każdy wie co się u kogoś dzieje. Kto ma nowe auto, drabinę albo dostał owsiki. Wszystko! Dosłownie wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój sąsiad wie o Tobie więcej, niż Ty sama. A czego nie wie, to sobie dopowie ;))

      Usuń
  7. Życie :-) U nas sąsiedzi dopisali.A najbardziej zjednoczyła wszystkich powódź. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście mieliście okazję się poznać w bardzo ekstremalnych warunkach. Ale dobrze wiedzieć, że można liczyć na sąsiadów w potrzebie.

      Usuń