O piątej nad ranem otworzyła Apaczowa jedno oko i próbowała dociec, co to za potworny hałas wyrywa ją ze snu, w który przecież dopiero co zapadła!
Otworzyła i drugie oko, ponieważ jednym nie mogła nigdzie w ciemnościach zlokalizować tej piekielnej krowy, której muczenie od dobrej chwili wdzierało jej się do mózgu!
Krowa.
W sąsiednim pokoju.
O piątej nad ranem.
Jakieś nędzne strzępy świadomości zaczynały się chyba budzić i podpowiadać całej nieobudzonej reszcie, że to jakby dźwięk budzika.
Tego, który w pokoju Córki stoi od roku, nie nakręcany, bo i nie było takiej potrzeby, skoro matka się w roli budzika sprawdza najlepiej.
Teraz Córka ustawiła.
Na piątą rano.
Niech to!
Zwlekła Apaczowa odwłok z ciepłego łóżka i poczłapała boso do pokoju obok wyłączyć ustrojstwo, bo wiadomo już było, że się nie przydało. Pobudziło zapewne sąsiadów w promieniu kilometra, ale przecież nie Córkę.
Dopiero, kiedy dziecię poczuło czyjąś obecność, otworzyło oczy wielkości sporych śliwek i udawało, że wie, że nie śpi przecież, tylko minutę jeszcze poleżeć chciało i nacieszyć się porankiem...
Gdy dotarło do niej, z jakiego powodu ten budzik ustawiła, wyskoczyła z łóżka niczym młoda kózka i w pięć minut dokonawszy porannych czynności, niezbędnych do pokazania się światu, stanęła przed Apaczową i wycelowała w nią napełnione wodą jajo, wielkości ludzkiej głowy.
Wszystko to obserwowała Apaczowa stojąc nadal boso i w piżamie przy łóżku swej Córki.
Mrugnęła w końcu oczyma, gdyż wcześniej bała się to zrobić, aby struś pędziwiatr nie zniknął jej z pola widzenia i postanowiła w spokoju poddać się nieuniknionemu. Im szybciej, tym lepiej, będzie mogła od razu wrócić do łóżka.
I wróciła, lecz najpierw musiała zmienić piżamę, gdyż - jak się okazało - wyrażenie "symbolicznie się oblejmy" nie do końca dotarło poprzedniego wieczoru do jedenastoletniej głowy.
Kiedy już dziecię odhaczyło na swej dyngusowej liście wszystkich domowników, znów zapanował spokój i o 5.30 cały dom pogrążył się w dalszym, błogim, poniedziałkowo - świątecznym śnie.
Aż do 6.00, kiedy to po domu (z jajem) zaczął biegać Ojciec Apaczowej...
Na koniec jeszcze coś, co trochę osłodziło Apaczowej ten jednak nie do końca sielski poranek.
Mazurek z bloga Kasi Guzik PRZEPIS TU .
Wyjątkowy smak.
P.S. Czy ktoś jeszcze oprócz Apaczowej ma ostatnio wrażenie, że wehikuł czasu przenosi go kilka razy dziennie w różne pory roku?
Apaczowa budzi się w styczniu, obiad je w maju, a kolację w październiku. Kolejność miesięcy przypadkowa, bo zdarza się, że następnego dnia budzi się w kwietniu, a zasypia w listopadzie.
O piątej rano! O rajuśku!
OdpowiedzUsuńU nas piękne słońce od Wielkanocy - czyli wiosna patrząca w stronę lata:)
Ale Wam dobrze! U nas nadal loteria, trochę słońca na zachętę, a za chwilę śnieg z deszczem :/
UsuńWitaj, nie było mnie trochę w blogowym świecie, nie zdążyłam poskładać życzeń, nigdzie nie zaglądałam, do Ciebie pierwszej wpadłam z wizytą i od razu zrobiło mi się weselej na duszy czytając Twój tekst, chciałabym przeczytać kiedyś Twoją książkę, byłaby wyjątkowa :)
OdpowiedzUsuńSłowa "symbolicznie" niestety w lany poniedziałek chyba żadne dziecię nie rozumie ;)
A z tym wehikułem czasu to prawda, też tak mam :)...choć właśnie przed chwilą wróciłam z ogrodu i chyba w końcu naprawdę idzie wiosna.
Pozdrawiam serdecznie
Iwona
O jej, dziękuję Ci Iwonko! Takimi komplementami mnie obdarzyłaś, że mam wrażenie, jakby mi skrzydła urosły!
UsuńDo mojego ogrodu też wiosna nieśmiało zagląda, ale za chwilę przegania ją jeszcze niestety uparta zima.
Uściski dla Ciebie!
Takie właśnie rodzinne opowiastki, bajki wydziwianki! Czyż nie o to chodzi właśnie w życiu? I ja rozumiem, że domowników z kubłem wody lepiej zaciukać po cichu ale co byś wspominała Apaczowo moja? Serdeczne pozdrowienia a na pogodę lepiej nie psioczyć bo jeszcze taka zostanie i co?;)
OdpowiedzUsuńOtóż to, co ja bym wnukom opowiadała, gdyby to był taki sobie po prostu dyngus, jak co roku. A tak, to chociaż tę krowę o piątej rano sobie powspominam ;)
UsuńTak mnie nastraszyłaś, że cofam wszystko, com napsioczyła na pogodę ;))
Ściskam!
U nas z pogodą podobnie było. Wiesz, jak się tak głębiej zastanowię, to dobrze, że budzik Cię obudził. Wolałabym żeby obudziła mnie krowa niż zimna woda, brr.. :)
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
Masz rację, lepsza krowa o piątej, niż lodowata woda wylana na zaspaną głowę, choćby o dziewiątej ;))
UsuńPozdrowienia.
Alez wesolo,nie:-D Ja poki co milcze,przed dziatkami,bo byloby potop w domu:-D w szkole juz naucza ich potem:-)
OdpowiedzUsuńU nas dzis z rana slonce,ale wiater jaki zimny,ze strach!
Pozdrowienia
Niech juz bedzie cieplej,i u Was i u nas;-)
Oj wesoło Grażynko, wesoło :) U Ciebie też będzie się działo, jak się dzieci dowiedzą o co chodzi z tym dyngusem ;)
UsuńPozdrawiam :)
Pięknie ujęłaś przemijanie pór roku. Jakoś ostatnio zmieniają się wyjątkowo szybko. Dobrze, że tylko latka pozostają te same!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, to mieć młodą duszę, prawda? :))
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie ma to jak odpocząć i wyspać sie w święta :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
O tak, pobudka o piątej, to szczyt marzeń w świąteczny poranek ;)
UsuńRównież pozdrawiam!
Bardzo ciekawie piszesz:) O samym poranku nie wspomnę:) U nas mało było wody, więc nie wiem, czy się martwić, czy nie...panną już od dawna nie jestem, ale zupełnie nieatrakcyjna chyba też nie???:)
OdpowiedzUsuńW każdym razie dopisuję się do listy podczytywaczy i będę zaglądać:)
Witam bardzo serdecznie i dziękuję za miłe słowa!
UsuńJeśli chodzi o ilość wody, to w taką pogodę chyba jednak nie należy się martwić, że było jej mało ;) Pamiętam święta spędzane na wsi, kiedy pogoda pozwalała na wrzucanie panienek do jeziora, ale teraz... brrrr...
Pozdrawiam ciepło!
Skąd my to znamy? ;-) wiadomo, że w święta i weekendy dzieciaki budzą się przed świtem. Czujnik jakiś, czy co? ;-) Miło tu u Ciebie, będę zaglądać :-) Uściski!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, serdecznie zapraszam :)
UsuńJa też nie wiem, jak to się dzieje, że kiedy trzeba wstać do szkoły, to ich dobudzić nie można, a kiedy można dłużej pospać, to nagle one pełne zapału rozpoczynają dzień o 6.00 ;))
Pozdrawiam!