Dziś Apaczowa rozebrała choinkę (tak, dopiero!). W związku z tym w jej życiu (i domu) zapanowała jakaś dziwna pustka. Nie to, żeby Wódz nalegał, o nie! I nie to, żeby się z niej jeno suchy badyl ostał, to też nie, wszak (jak widać na załączonym obrazku) choinka to była sztuczna. Ale zawsze, co rok ta pustka zapanować w końcu musi, więc Apaczowa uległa podpowiedziom swego umysłu i rozebrała.
Trzeba Wam wiedzieć, że w Domu na Przedmieściach choinki ubiera się trzy. A potem analogicznie te trzy się rozbiera. Jedna należy do Apaczów i ich Córki, druga jest TYLKO Córki, a trzecia stoi w salonie na parterze i uznaje się ją za dobro wspólne, choć naprawdę jest Rodziców Apaczowej.
A prezentuje się tak:
Z choinką Córki tak łatwo nie jest. Ta z kolei zawsze rozbierana jest ostatnia i to po setnym upomnieniu, że już czas najwyższy, o ile Córka nie ma zamiaru jajek wielkanocnych na igliwiu wieszać.
Choinki jak widać nie są arcydziełem hand-made, nie ma tu koronkowych aniołków, ani frywolitkowych zawieszek, a to z tej prostej przyczyny, że się Apaczowa już drugi rok za naukę takowych bierze i jakoś się do tej pory nie nauczyła.
Ale na swoje usprawiedliwienie ma Apaczowa dzieło popełnione ze swą Córką, które od początku do końca skleciły same. Otóż takowe coś do pokoju gościnnego:
I takowe do korytarza:
Dorwała Apaczowa w ogrodzie biedne gałęzie, potraktowała je farbą w sprayu, pozawieszała światełka i dodała własnoręcznie z Córką robione zawieszki z masy solnej. I są. I oczy Apaczowej cieszą.
A zawieszki z bliska, o bardzo proszę:
A tu jeszcze sobie Apaczowa wstawi coś na pamiątkę, że lubi jak się jej coś błyszczy i świeci. Oby do następnych świąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz