piątek, 3 lipca 2015

Różne oblicza miłości.


Czy można zakochać się w kartce papieru?
W zwykłej, białej kartce formatu A3, na której zwykłą drukarką naniesiono kilka kilkanaście kilkadziesiąt  ileśtam zwykłych czarnych kresek?
Kółka, trójkąty, kwadraty, prostokąty, linie proste i przerywane.
Cyfry, litery i tabelki.

Czy taka zwykła kartka może powodować przyspieszone bicie serca?
Czy można robić do niej maślane oczy i myśleć o niej w dzień i w nocy?
Czy można się w takiej kartce zakochać?

Można.
Apaczowa się zakochała.

Bo te kółka, trójkąty i kwadraty, te linie i cyfry, wszystko to jest spełnieniem jej marzeń, jeszcze z lat młodzieńczych, kiedy to naoglądawszy się amerykańskich seriali marzyć zaczęła o własnym domu, który urządzi w takim właśnie amerykańskim stylu, z wielką wyspą w kuchni, z białymi listwami przy podłodze i z wielgachną ilością okien.
Bo te właśnie kwadraty i linie to jej przyszłe pokoje, kuchnie, korytarze i łazienki.
Okna, drzwi i ściany.
Schody, taras i garaż.

Ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia,
Jadąc po raz pierwszy do pani architekt mieli Apaczowie w głowie ułożony plan swojego domu, nawet rysunki wstępne też mieli, co, gdzie i jak chcieliby widzieć u siebie, więc wszystko wytłumaczywszy i zostawiwszy plany, po godzinnej rozmowie udali się do domu, z wielkim spokojem stwierdziwszy, że pani architekt niemalże czyta im w myślach i "patrz, jak ona dokładnie wiedziała, o co nam chodzi".

Spokój (mówiąc oględnie) opuścił ich przy drugim spotkaniu, kiedy okazało się, że pani architekt chyba pomyliła zamówienia i pokazuje Apaczom jakiś dom z kosmosu raczej, bo na pewno nie ten z ich myśli.
Z całego planu chyba tylko garaż okazał się stać na swoim miejscu.

Jadąc na trzecie spotkanie Apaczowa po raz pierwszy się bała.
Nie wiedziała już w ogóle czego się spodziewać i gotowa była zmienić architekta, jeśliby się okazało, że jednak do obecnej projektantki mogliby mówić równie dobrze po chińsku.

Usiadła i z bijącym sercem przez długą chwilę wpatrywała się w plany, na których nadal nie mogła rozpoznać swojego domu.
To przecież nie tu miało być i nie tak!
A tego miało nie być w ogóle!

Jednak wpatrywała się nadal i nie odzywała ani słowem, aż w pewnej chwili zaczęło jej się wydawać, że weszła właśnie do tego domu i spaceruje po nim, przyglądając się wszystkiemu, ustawiając meble, rozmieszczając kuchenne sprzęty i wieszając rolety.

Nie wiedziała, jak to się stało, ale w pewnym momencie stwierdziła, że TO jest właśnie jej dom!
Nie ten z ich pokracznych planów, nie ten z myśli, ale właśnie TEN, który leżał przed nią stworzony z tych czarnych kresek!

Kresek, które mówią, że to właśnie w TYM salonie okna będą wychodzić na trzy strony świata.
To właśnie w TEJ kuchni będzie piekła swoje torty, w międzyczasie spoglądając na ogród i zastanawiając się, kiedy wreszcie przestanie padać i pójdzie wyplewić grządki.
To właśnie w TEJ pracowni będzie mogła porozrzucać na podłodze materiały i zostawić je rozgrzebane, dopóki nie skończy robótki i nikt jej złego słowa nie powie.
I to właśnie w TEJ sypialni będzie padać wieczorem na twarz ze zmęczenia, ale jakże piękne to będzie zmęczenie.

I właśnie to wszystko jest zaklęte na tej zwykłej białej kartce, przez co ta kartka nigdy już dla Apaczowej zwykła nie będzie.

Jest za to jak mapa najcenniejszego skarbu, który jeszcze przez chwilę pozostanie ukryty, ale wie Apaczowa, że on tam jest, wie nawet gdzie i tylko czasu trochę potrzeba, żeby się do niego dostać.
















24 komentarze:

  1. Ja też powoli zakochuję się w Twojej kartce:) Szykuj dużo miejsca dla tortowych gości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu dla tortowych gości zawsze znajdę miejsce :))

      Usuń
  2. Bosko, Apaczowa bosko to opisałaś:) cieszę się z Wami!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję, że będzie pięknie. Trzymam kciuki, żeby jak najszybciej można było wejść do tego domu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci serdecznie! Kciuki w tym przypadku bardzo się przydadzą :))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Nareszczie:-) malutkimi kroczkami,ale osiągniecie swoje marzenie;-) bardzo to trudne i dlugie,ale jaka fascynacja...
    Pozdrowienia
    Spelnienia wszystkich planow:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Grażynko! Zgadzam się z każdym Twoim słowem.
      Cieplutko Cię pozdrawiam!

      Usuń
  5. Kochana takie kreski widziane jako już nie kreski, i ten ścisk w dołku ze szczęścia niewypowiedzianego.... i, tak, jak piszesz, wiesz, że on tam jest.... jedno z najpiękniejszych odczuć na świecie:) mocno trzymam kciuki za przyszłe dotykanie tych kresek i za TE wszystkie Twoje i Wasz miejsca:)
    PS. wróciłam i pisać będę niedługo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu cudownie, że jesteś!!!
      Tak, Ty dobrze wiesz, jak to jest z tymi kreskami, prawda? Ty już swoje "kreski" zdążyłaś obsadzić klonami, a my dopiero na starcie ;))
      Mnóstwo serdeczności przesyłam i czekam na wpis :)

      Usuń
  6. Jesteś super klient :-). Bywaja tacy którzy uparcie pozostają przy swoich pomysłach za nic mając rady i wiedzę i doświadczenie stawiającego kreski. Są w mniejszości - szczęśliwie:-) Pozdr Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy jesteś może jednym z tych stawiających kreski? Jeśli tak, to ogromnie Cię podziwiam. Ale niestety tak to jest, że jeśli człowiek ma zamiar zadłużyć się właściwie na całe życie, to chce wydać pieniądze na coś, co będzie spełniało jego oczekiwania w 100%, aby potem niczego nie żałować.
      W naszym przypadku nie chodziło o doradzanie nam w sprawach technicznych, nie słyszeliśmy też "nie da się" lub "nie można tego w ten sposób". Chodziło o to, że pani architekt wysłuchała nas, zostawiła sobie nasze rozrysowane wskazówki, a potem... niczego z nich nie wykorzystała. Pokazała nam dom w 99% inny niż ten, jaki chcieliśmy. Mówisz: poprosimy na górze 3 pokoje, w tym dwie sypialnie z własnymi łazienkami, wejście do łazienek z tychże sypialni. Słyszysz: "oczywiście". Przyjeżdżasz i widzisz trzy pokoje i jedną dużą wspólną łazienkę z wejściem z korytarza. I podobnie na parterze ;))
      Na szczęście potem już było tylko lepiej :))

      Usuń
    2. Nie nie stawiam, rodzina stawia i chop i siostra ma i córka właśnie na rysunek się zapisala i po tygodniu codziennego rysowania 6 godzin dziennie włąśnie dzisiaj wstała z bolącą ręka , nie może wyprostować :-(, kontuzynje to rysowanie:-). Super że jesteś zadowolona. A masz w końcu te łazienki tak jak chciałaś :-)?,
      Dużo decyzji trzeba przy taki domu podjąć - jedynych słusznych:-) Się musiała Apaczowa nagłowić. Powodzenia. A

      Usuń
    3. O jeeej, nawet sobie nie zdawałam sprawy, że to rysowanie tak wygląda od strony rysującego, współczuję :(
      Łazienki mam, jak chciałam i całą resztę nawet lepiej, niż chciałam ;))
      Czy słuszne te decyzje podjęliśmy, to się okaże dopiero w użytkowaniu. Mam nadzieję, że niczego nie będziemy żałować.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    4. rysowanie ołówkiem po kartonie, napina mięśnie tak ma niestety córa ma i ręka po tygodniu wysiadła, do kreślenia i projektowania to droga jeszcze daleka, ale postanowiła już się przygotowywać chociaż egzamin wstępny dopiero za 4 lata:-).
      A jaka zdowolona kobieta. Mam wrażenie, że wygrana w totka nie dałaby jej tyle radości co ten kurs rysunku. Gęba uśmiechnięta po 6 godzinach w pomieszczeniu bez klimy - pasja jak nic. Więcej nie piszę, się rozgadałam, Miłego dnia A

      Usuń
    5. Podziwiam Twoją córkę ogromnie. Widać, ze bardzo poważnie podchodzi do tego, co chce robić w życiu, skoro już teraz przygotowuje się do tych egzaminów.

      Usuń
    6. Ja też podziwiam:-) A jak pływa na desce do zdarcia skóry na dłoniach to mój podziw w szybuje pod niebiosa, jak sie w coś angażuje to na 100%.

      Usuń
  7. No i wstyd się przyznać, ale zazdraszczam pełną gębą. Bo swój dom, to swój dom. Dom pod marzenia, dom pod potrzeby. Bo ja niby mam dom, ale deweloperski bliźniak i mimo, ze poprzestawialiśmy trochę ściany, to niestety nie jest dla nas wygodny. W końcu kupując dom mieliśmy 3 dziecko w drodze, a teraz mamy dwa razy tyle. I staram sie żonglować przestrzenią, tylko jednego bardzo mi szkoda: ze nie mogę oddać się pasji urządzania tego tak jak lubię, bo ani funduszy ani czasu nie starcza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dwa i pół roku temu własny dom był tylko mglistym marzeniem, snutym gdzieś wieczorem przy gorącej herbacie i na zasadzie "jak ja bym chciała...".
      I powiem Ci, nigdy nie wiadomo, jakie los szykuje dla nas niespodzianki i jakie okazje chce nam postawić przed nosem, z których nie sposób nie skorzystać. Wszystko posuwa się w żółwim tempie, bo dopiero teraz możemy zamówić ten projekt i nie wiem tak naprawdę kiedy ruszymy z budową, ale najważniejsze, że krok po kroku do tego marzenia się przybliżamy.
      Także nie trać nadziei, bo wszystko może się wydarzyć, nawet, jeśli teraz coś się wydaje niemożliwe :))

      Usuń
    2. To fakt. Tylko dzieci coraz większe, będą wyfruwać z gniazda bardzo szybko... Matko mam już gimnazjalistę!!!

      Usuń
  8. O rrrany, cudowne wieści! :-))) Bardzo, bardzo się cieszę, że zakochałaś się w tych kreskach, że będziecie mieli swój wymarzony dom i że tak pięknie o tym piszesz. Naprawdę masz dar, kobieto. Który to już? :-)))) Nie mogę się doczekać, jak będziesz opisywała perypetie z placu budowy :-) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, moja droga Agnieszko, czy Ty sobie wyobrażasz te relacje z placu budowy? Z góry będą musiały być opatrzone klauzulą "dla ludzi o mocnych nerwach" ;D
      Bardzo Ci dziękuję za wsparcie i całą tę górę ciepłych słów :))

      Usuń
  9. O Matko, ja ja Ci ogromnie gratuluję Kochana!!! Toż to sama radość!!! I tym bardziej, że sama masz możliwość zaplanowania tego czego chcesz!!! My z mężem jakieś 15 lat temu wyjeżdżając z naszego M na ranczo przejeżdżaliśmy zawsze przez wieś, w której stał pewien domek, cały z cegły, z grafitowym dachem, nie mogłam oderwać od niego oczu i wzychałam, że jest taki idealny...Pewnego dnia zjawia się mąż w domu i mówi, że jest pewien dom na sprzedaż, patrzę na niego i widzę, że się uśmiecha, pytam się go bardzo cicho czy to TEN, a on tylko pokiwał głową :))) Tak, to już 15 lat mieszkam w moim wymarzonym domku, który kupiliśmy w stanie surowym zamkniętym więc nie wszystko mogłam sama zaplanować...ale za dużo i tak bym nie zmieniła:)))
    Ściskam serdecznie :)
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Iwonko!!!
      To dopiero historia! Ten dom widocznie na Was właśnie czekał, a Wy na niego! Nawet, jeśli nie zaplanowałaś go od początku, to już cały wystrój i wyposażenie zależało tylko od Was i wiem, że stworzyliście cudowny DOM, w którym stałe miejsce mają te wszystkie piękne rzeczy stworzone Twoimi rękoma :))
      Uściski!

      Usuń