czwartek, 24 grudnia 2015

Świąteczna opowieść.

Dawno, dawno temu (choć niektórzy mają wrażenie, że nie tak całkiem dawno!), na przedmieściach niewielkiego miasteczka mieszkała mała dziewczynka, która ponad wszystko kochała Boże Narodzenie.

Gdy tylko zaczynał się przedświąteczny czas, chodziła po szkole do największego w mieście domu towarowego i z zachwytem oglądała sklepowe półki, na których piętrzyły się kolorowe bombki.

Stroiła swój mały pokoik, jak tylko mogła najpiękniej, nie przejmując się, że wszyscy otwarcie się z niej podśmiewują, wszak jeszcze miesiąc do świąt!

Ponieważ nie było wtedy tak ogromnego wyboru świątecznych ozdób, była zmuszona radzić sobie sama, wykorzystując każdy skrawek kolorowego papieru oraz... świąteczne kartki.

Zbierała je z zapartym tchem, składając jedna po drugiej do specjalnego pudełka i wyjmując tylko w tym wyjątkowym czasie.

Na jednej z takich pocztówek widniał piękny, adwentowy domek. To była jej ukochana kartka, bo domek był idealny. Wysoka, stara kamieniczka, z podświetlonymi okienkami i ośnieżonym dachem.

Okienka i drzwiczki domu otwierały się, ukazując piękne wnętrza pokoików.

Dziewczynka rosła, ale jej zachwyt nad świetami nie słabł, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się wzmagał.
A wraz z nim pragnienie posiadania cudownego domku z pocztówki.
Taki domek widywała jeszcze potem w różnych amerykańskich filmach i za każdym razem obiecywała sobie, że kiedyś stanie się jego posiadaczką.

Obietnicy postanowiła dotrzymać w tym roku, ponieważ zobaczyła prawie identyczny na jakiejś internetowej stronie i wiedziała, że to nie może być przypadek.

Tak się zainspirowała, że wzięła spory karton po butach, farby, trochę kolorowego papieru oraz klej na gorąco i "włala". Ma swój domek.

I choć nie jest idealny, bo robiony w pośpiechu (przez całe to ostatnie elektryczne zamieszanie), to wie Apaczowa, że i taki cieszy ją niezmiernie.

A w przyszłym roku zrobi z niego prawdziwy adwentowy kalendarz, z prawdziwą adwentową zawartością w każdym maleńkim pokoiku.
















































Kochane moje blogowe Dobre Duszyczki!
Ponieważ dziś Wigilia, więc najpiękniejszy czas dla tej małej dziewczynki, którą nadal jestem w sercu, chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze świąteczne życzenia!
Niech te święta będą dokładnie takie, jakich sobie życzycie!
Niech spełnią się Wasze marzenia i niech otaczają Was sami serdeczni, cudowni ludzie.

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!


piątek, 18 grudnia 2015

Międzyblogowy Kącik Czytelniczy - wymianka.


Jakoś na początku roku zapisała się Apaczowa do Międzyblogowego Kącika Czytelniczego, którego pomysłodawczynią i założycielką jest Polinka.

Zobowiązania swoje traktuje Apaczowa zawsze poważnie, ale choć przeczytała wymaganą liczbę książek, to niestety z opisywaniem ich było gorzej, bo zaledwie jedna (JEDNA) sztuka doczekała tego zaszczytu.

Wstyd było strasznie Apaczowej, ale przyznała się otwarcie Polince w poście podsumowującym czytelnicze dokonania członkiń, że najzwyczajniej w świecie poległa, z racji czego nie będzie brać udziału w wymiance, która obiecana była na koniec roku, jako dodatkowy bonus.

Jednak, że Polinka to kobieta o złotym sercu, ulitowała się widać była nad Apaczową, bo włączyła ją do losowania, z którego wynikać miało, kto komu wysyłać będzie paczkę.

I tym sposobem poznała Apaczowa Kasię.
Zakochała się od razu w jej szydełkowym talencie, co dziwne w ogóle nie jest, bo niektórzy tu już pewnie wiedzą, że Apaczowa powinna leczyć swą niezdrową fascynację szydełkiem i szydełkującymi.

Miała Apaczowa niezłą zagwozdkę, co do paczki dla Kasi spakować, bo przykaz Polinki był taki, aby skupić się na rzeczach ręcznie wykonanych, gdyż całą resztę każdy z nas może sobie w sklepie kupić sam.
Wiadomo, że tego, czym się Apaczowa zajmuje najczęściej, wysłać nie może. Jeśli więc nie tort, to co?

Wpadła na pomysł, że skoro święta, skoro taki okres gorący, to świątecznych dekoracji nigdy za wiele.
Kolorystycznie poszła bezpiecznie w biel i czerwień, żeby za bardzo Kasi w domu nie napstrokacić, bo to kolory są, które raczej wszędzie się wpasują.

Na pierwszy ogień poszedł więc wianek, który zrobiła od podstaw, od malowania na biało gałązek, po upieczenie "piernikowego" domku z masy solnej.

Do kompletu zmajstrowała latarenkę ze słoiczka i dołożyła jeszcze kilka "piernikowych" zawieszek z masy solnej.

Paczka dotarła, więc może Apaczowa pokazać.












 
 
 
 
A teraz proszę Państwa gwóźdź programu, czyli paczka od Kasi:






Dziękuję Ci Kasiu!!!
Zwłaszcza za te szydełkowe cudne kwiatuszki i jedną z tych ślicznych kartek, które robisz sama. A świąteczna świeczka pachnie po prostu nieziemsko.








wtorek, 8 grudnia 2015

Minionkowy epilog oraz prezent od Aleksandry.


Skończyli i poszli.

A zanim poszli, rozorali ściany, wykuwając bruzdy w kształcie przypominającym korytarze budowane przez mrówki.
Od strychu, przez poddasze, parter, aż do piwnicy.

Nanosili błota w ilościach, z których Apaczowa mogłaby usypać górkę pod skalniak.
Nauczyli Apaczową nowych, łacińskich słów, w kombinacjach, o których jej się nie śniło.

Opowiedzieli połowę swego zawodowego życia, przytaczając mrożące krew w żyłach historie o ludziach, którzy "przy okazji" prowadzenia nowych elektrycznych przewodów, żądali wymiany starych instalacji.
Bezpodstawnie.
Za friko.

Nie odzywała się Apaczowa, choć język ją świerzbił, aby wypomnieć im przerwany niedawno w ogrodzie kabel od dzwonka przy furtce.
Niech tam.
Nie chce potem Apaczowa figurować na liście tych, co "bezpodstawnie" i "za friko" żądają.

Podczas przewiercania stropów dowiedziała się Apaczowa, co sądzą o niemieckim systemie budownictwa.
Przy tej okazji nauczyła się chyba najwięcej łacińskich zwrotów.

Kilka razy oddawała zapomniane czapki, bluzy, młotki i garście drobiazgu pozostałego po ich wizytach.

Czuła się czasem, jak Edward Nożycoręki, któremu ktoś przez pomyłkę zamiast nożyc przyczepił do jednej ręki zestaw do odgruzowywania, a do drugiej mop.
 
Wykuli te korytarze w ścianach, położyli w nich przewody, popaćkali gipsem, co 20 cm i poszli.
Podobno nie wrócą.
 
Nie był to jednak absolutnie koniec dla Apaczowej i pozostałych domowników.
Po minionkach zostały bowiem poprzesuwane szafy i owe naścienne korytarze, z którymi cos trzeba było przed świętami zrobić.
Zamiast więc wpaść w wir tworzenia przedświątecznej atmosfery, cały dom ogarnął wir szaleńczego łatania i malowania ścian, ustawiania na swoim miejscu mebli i przywracania ogólnego ładu i porządku.
 
I żeby była jasność - zgodę na cały ten cyrk Ojciec Apaczowej podpisał 2,5 roku temu.
Z zapewnieniem, że wymiana tej instalacji na całej dzielnicy zacznie się nie później, niż za 2 miesiące i "paaaanie, do lata, to pan zapomni, że my w ogóle byliśmy!".
Zaczęli po ponad dwóch latach i skończyli 3 tygodnie przed świętami.

To będzie prawdziwy cud, jeśli przy wigilijnym stole nie spojrzy Apaczowa gdzieś w przypadkowy kąt i nie znajdzie tam jeszcze kawałka zapomnianego gruzu.
 
********************
 
A teraz coś, o czym już dawno miała Wam Apaczowa napisać, ale przez ten cały chaos, nie miała chwili spokoju, żeby nawet zdjęcie zrobić.
 
Nadal nie ma, ale już czekac dłużej nie będzie, więc zdjęcia są, jakie są, najważniejsze, co na nich.
A na nich moi drodzy Skarb.
 
Ktoś powie - jaki skarb? Zeszyt przecież, z czerwoną okładką. I tyle.
A wcale nie.
Zwykły zeszyt, to sobie można kupić w papierniczym, a TO moi Państwo, to jest prawdziwy skarb, taki najcenniejszy, bo podarowany z serca.
I z dedykacją specjalnie dla Apaczowej.
I z piękną, jabłkową okładką, jakiej w papierniczym nie znajdziecie.
 
To jest przepiśnik na jabłkowe cuda!
I pierwszy przepis już w nim sobie siedzi, napisany ręką Aleksandry, od której to cudo Apaczowa dostała.
I taki jest zamiar Apaczowej, żeby calutki się wypełnił najpóźniej w przeciągu roku, samymi jabłkowymi, sprawdzonymi wspaniałościami.
Bo jabłka Apaczowa kocha, a za szarlotkę mogłaby dać się pokroić.
Czy mogła więc dostać coś piękniejszego?


Dziękuję Ci Aleksandro!
Naprawdę nie mogłaś mi sprawić większej radości.
 









A pod koniec tygodnia wpadnie tu Apaczowa w końcu ze świątecznym projektem.
W KOŃCU, bo to przecież już ostatni dzwonek na litość...