Przez ostatni miesiąc (no może trzy tygodnie) miała Apaczowa wrażenie, że żyje pod inną szerokością geograficzną, niż większość autorek blogów, które odwiedza.
Że to zachodnie pomorze jakby jednak na wschodzie leżało, ani kwiatka w ogrodzie, słońca, jak na lekarstwo, o pszczelim bzyczeniu zapomnij.
Oglądając zdjęcia z ubiegłego roku sama się Apaczowa nie mogła nadziwić, że o tej porze i u niej w ogrodzie drzewa miały już bujne kwiaty i wiosna szalała w pełni.
Ale nie mając wyjścia, uzbroiła się kobiecina w cierpliwość (niemal) anielską i czekała.
I powiem Wam - doczekała się.
I to czekanie chyba jeszcze zwielokrotniło wrażenia, dodało zapachu zapachom, koloru kolorom i ciepła promieniom słonecznym.
Jest pięknie!
I cieszy się Apaczowa póki może, bo znając kapryśną wiosnę, za chwilę pewnie wyłączy ona te ciepłe promienie na kilka dni i znów każe pozapinać kurtki ;))
Ale póki co...